Na rynku w ostatnich latach obrodziło agencjami social media jak grzybami po deszczu. Nie wliczając już w to rzeszy freelancerów, którzy za drobną opłatą chętnie poprowadzą za Ciebie „bunia”. Wybierając agencję (bądź freelancera) ufasz, że zatrudniasz profesjonalistów. Przecież będziesz płacił grube pieniądze po to, by Twoja obecność w mediach społecznościowych przyniosła efekty. Niestety okazuje się, że coraz więcej agencji social media nie ma pojęcia o tym, co robi.
Już na samym etapie przetargu mamy całe mnóstwo niedociągnięć i błędów. Miałem okazję w ciągu ostatniego półrocza pracować z kilkoma agencjami Social Media od strony „Klienta”. Na etapie przetargu otrzymałem bardzo różne oferty. Od takich, które nie zawierały przykładowych grafik, przez będące głównie audytem obecnych działań (60 slajdów z 90), ale nie mających żadnych założeń komunikacyjnych ani strategicznych, aż po takie, które sensownie opisywały strategiczne podejście, obiecywały prowadzenie komunikacji w świecie marki i dowiezienie konkretnych KPI.
Prawdziwy festiwal błędów zaczyna się na etapie współpracy.
Po pięknych historiach, dopracowanych grafikach i spotkaniach z prezesami i dyrektorami strategii przychodzi czas na codzienną orkę. I tu okazuje się, że te wszystkie super-zajebiste rzeczy będzie dowoził Ci… Junior Social Media Specialist. Czyli osoba, która w świecie marketingu jest jeszcze berbeciem. Nic dziwnego więc, że już od pierwszych propozycji masz mnóstwo uwag dotyczących jakości grafik, jakości tekstów i… Niedopasowania do świata marki!
Więcej błędów opisał Artur w swoim artykule: Błędy, które popełniają marki w social media.
Jednym z pierwszych artykułów na tego bloga (pierwotnie pisanym do branżowego czasopisma) był wpis o pierdzącym i czkającym kocie. Starałem się w tym artykule wytłumaczyć dlaczego wklejanie tego typu treści na komercyjny profile społecznościowe nie ma sensu. Niestety okazuje się, że nawet firmy uważające się za profesjonalne agencje social media – potrafią wrzucać gif z kotem ślizgającym się po lodzie na profil firmy zajmującej się logistyką. Co gorsza – ci specjaliści są na tyle pewni, dumni i przekonani o swojej zajebistości, że potrafią napisać do swojego Klienta (cytat oryginalny): „Jeżeli Pan nie rozumie celu tego postu, to już Pana problem”.
Jeżeli w tym momencie myślisz, że to jest ten tytułowy największy grzech agencji social media, to muszę Cię zmartwić – to nie ten. Arogancja i przekonanie o własnej zajebistości doprawione niedoświadczeniem i brakiem kompetencji to nie jest największy grzech. To jedynie pokłosie i skutek popełniania tego największego, pierworodnego grzechu, którym jest NIEDOSZACOWANIE.
Wysoka konkurencyjność agencji oraz freelancerów sprawiła, że obsługę Facebooka można kupić za niewielkie pieniądze.
Wynika to też z niezrozumienia po stronie Klientów jak kluczową rolę w życiu ich biznesu mogą odegrać media społecznościowe. Ostatecznie w przetargach największym kryterium oceny staje się cena. Cóż mogą zrobić agencje? Dostosować się i zaproponować pełny pakiet usług za najniższą cenę? Nie da się robić dobrze i tanio. Dlatego jakość tychże działań zazwyczaj jest marna.
Dlaczego obsługę dużej korporacji i znanej marki prowadzi Junior? Bo jest tańszy niż doświadczony manager. Dlaczego grafiki są marne? Bo grafik ma mało czasu na ich przygotowanie. Przecież w ciągu jednego dnia ma przygotować 20 postów na 20 różnych stron na buniu, Instagramie i Twitterze. Artykuły na bloga? O! O tym można by pisać książki. Jeżeli agencja proponuje Ci miesięczną obsługę bloga za 500zł, to wiedz, że coś się dzieje. Ostatecznie artykuły okazują się być kilkuzdaniowymi notatkami, które równie dobrze można wrzucić jako posty na LinkedIn. Na prośbę o pisanie porządnych, rzetelnych artykułów otrzymasz argument, że przecież to zostało wycenione na 4h pracy, więc jak w ciągu 4h pracy przygotować 4 porządne artykuły? A jeszcze okrasić je grafikami, infografikami? „Konieczna będzie dodatkowa wycena”! Ale umowa już podpisana, warunki ustalone, działania rozpoczęte. Więc Klient wymaga, agencja musi dostarczyć. I zaczyna pracować za pół darmo.
Czy wyobrażacie sobie współpracę bez spotkań? Tak jak na co dzień możemy pracować nawet na drugim końcu świata, tak jednak raz na jakiś czas fajnie spotkać się i twarzą w twarz omówić dotychczasowe działania, co się udało, co się nie udało i jakie mamy plany na przyszłość. Zawsze to też moment nawiązania relacji, który potem ułatwia pracę zdalną. Tymczasem może okazać się, że agencja wyceniając swoją pracę nie wyceniła przyjazdów do Klienta i te okazują się dodatkowo płatne. Wait… WHAT? To znaczy, że agencja na etapie przetargu i wyceny wiedziała, że nie będzie chciała spotykać się ze swoim Klientem? No bo przecież bilety PKP kosztują, paliwo kosztuje a i czas pracowników kosztuje (bo przecież podczas tego spotkania junior mógłby napisać posty dla 10 pozostałych swoich Klientów).
Ale, żeby nie było. Zdarzają się również perełki z przeszacowania (lub jak kto woli „rżnięcia Klienta na hajs”). Otóż nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale istnieją “specjaliści” (co to np. kupują komentarze i polubienia na allegro), którzy za tekst (bo nie grafikę, wykonanie grafiki jest dodatkowo płatne) 20 postów na bunia (tak, tylko na FB) potrafią wystawiać faktury opiewające na 10 000 zł? I ktoś to kupuje. Serio.
Ile powinna kosztować przykładowa obsługa strony na Facebooku? Tu znów polecę artykuł Artura, który w prosty sposób pokazuje co powinno znaleźc się w wycenie i jakie mogą to być stawki: Ile kosztuje prowadzenie profilu na Facebooku?
Rynek jest popsuty.
Popsuty przede wszystkim przez nieświadomość marketerów, którzy kupują usługi profesjonalistów otrzymując mierną jakość. Płacąc czasem jak za zboże, a czasami nie naruszając mocno swojego marketingowego budżetu (co w efekcie jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto). Agencje niestety nie edukują Klientów. Nie tłumaczą złożoności działań strategicznych i jakościowych. Nie zatrudniają doświadczonych managerów, bo ich na nich nie stać. Biorą udział w przetargach obniżając cenę do minimum (na juniora wystarczy) i próbują grać dobrą minę do złej gry. I to jest ich największy grzech.
Spotkałeś się z innymi grzechami agencji social media lub chciałbyś się podzielić nietypową sytuacją? Napisz w komentarzu :)